" Podczas występu oczyszczam się, staję się silniejsza, umacniam się w
przekonaniu, że umysłem mogę przezwyciężyć moje ograniczenia. To nasz
umysł i siła woli kontrolują odczuwanie bólu i inne reakcje ciała. To
niesamowicie wyzwalające doświadczenie ".
Twórczość Mariny Abramović opiera się w dużej mierze z miejscem jej pochodzenia (Bałkany), sytuacją polityczną w tym kraju i z jej własnym doświadczeniem XX wieku. Rodzice Mariny byli małżeństwem mieszanym serbsko-czarnogórskim, odgrywali ważną rolę w opozycji podczas II wojny światowej.
Urodziła się w 1946 roku w Jugosławii. W domu
panowała wiecznie zimna atmosfera, nie było tam okazywania uczuć, była pozbawiona miłości i ciepła. Danica i Vojo - jej rodzice byli zbyt zajęci robieniem kariery w komunistycznym świecie. Nie zamierzali marnować na nią zbyt wiele czasu. Ojciec był generałem, Danica - historyczką sztuki i dyrektorką
Muzeum Rewolucji w Belgradzie. Gdy Marina została artystką wysyłała swojej matce każdy swój album. Po śmierci mamy odnalazła je wszystkie na dnie szuflady, lecz wszystkie kartki były z nich wyrwane. Danica usuwała każde zdjęcia swojej córki, gardziła nią.
Szczęśliwe dzieciństwo zapewniła jej babcia, to właśnie ona była w przeciwieństwie do jej matki bardzo uczuciowa i uduchowiona. Wiele lat później Marina zadedykowała swoje dzieło pt."Kuchnia" właśnie jej. Gdzie przedstawiła swoją babcię jako św. Teresę w ekstazie.
Szczęśliwe dzieciństwo zapewniła jej babcia, to właśnie ona była w przeciwieństwie do jej matki bardzo uczuciowa i uduchowiona. Wiele lat później Marina zadedykowała swoje dzieło pt."Kuchnia" właśnie jej. Gdzie przedstawiła swoją babcię jako św. Teresę w ekstazie.
Gdy dorosła poszła na Akademię Sztuk Pięknych - na malarstwo, lecz utwierdziła się w fakcie, że jest ono za bardzo ograniczające i to nie jest to czego pragnęła.
Właśnie wtedy odkryła body art.
Jej najsłynniejszy "Rytm" to : "Rytm 0", który zapewnił jej sławę w podręcznikach historii sztuki jak i również zagwarantował jej opinię "wariatki". Abramović umieściła w galeryjnej sali stół, na nim 72 przedmioty. Wśród
nich: piórko, bat, nożyczki, skalpel, pistolet i jedną kulę. Obok na
tabliczce widniała informacja, że publiczność może w dowolny sposób użyć tych
przedmiotów wobec artystki. Marina ustawiła się za stołem i biernie
czekała na oprawców. Stała tak sześć godzin, a kolejne osoby podchodziły
i robiły co tylko chciały z jej ciałem. Na początku
nieśmiało, potem coraz odważniej. Nauczyła się w ten sposób, że jeśli zostawisz
decyzję publiczności, może cię zabić. Pocięli jej ubrania, kłuli
kolcami róży w brzuch, jedna z osób przystawiła pistolet do skroni,
dopiero inna jej go zabrała. Po wyznaczonym czasie Marina zaczęła iść w stronę
publiczności. Wszyscy uciekali, jakby zobaczyli ducha. Ten eksperyment miał na celu ukazanie, że w określonych sytuacjach w człowieku budzi się bestia i jest on zdolny do wszystkiego.
Jednak wolała sobie robić krzywdę sama - wtedy miała wszystko pod kontrolą. Jej następny performance (1975 r.) o tytule ''Sztuka musi być piękna, artysta musi
być piękny'' to nagranie wideo, na którym zarejestrowano, jak artystka z
furią czesze sobie długie czarne włosy, powtarzając: ''Art must be
beautiful, artist must be beautiful'', a z każdym powtórzeniem czesała
się coraz gwałtowniej, aż do krwi.
Z każdym "Rytmem" zbliżała się do samobójstwa, potem przyznała, że o to właśnie jej chodziło. Niszczyła się na wszystkie możliwe sposoby.
W 1975 spotkała w Amsterdamie niemieckiego artystę Ulaya, z którym przez dwanaście lat dzieliła życie i pracę. Rzuciła szkołę, wyniosła się od rodziców i zamieszkała z ukochanym w Amsterdamie. Chciała się stać nową osobą. Aby to zrobić, musiała rytualnie odciąć się od poprzedniego życia. -
wykonała trzy performance'y: jeden miał oczyścić jej pamięć, drugi -
ciało, a trzeci - głos. Nazwała je serią uwolnień - ''Freeings''. Aby
wyzwolić pamięć, siedziała na krześle z głową odchyloną do tyłu i
powtarzała słowa serbsko-chorwackie, angielskie i holenderskie tak
długo, aż nie była w stanie dłużej mówić. Zajęło jej to półtorej
godziny. Godzinę trwało tracenie głosu - leżała na materacu tyłem do
publiczności, z głową odchyloną do tyłu, tak aby wszyscy mogli widzieć
jej twarz, i krzyczała w zapamiętaniu. Ostatnie uwolnienie przyszło
poprzez zapamiętanie w tańcu. Tym razem twarz tylko by przeszkadzała -
Marina zakryła ją czarnym workiem i tańczyła naga w rytm bębnów tak
długo, aż zaczęła się słaniać na nogach. Gdy jej dusza była zupełnie "czysta" mogła zacząć swoje nowe, piękniejsze życie.
Kiedy więc zaproszono ją na festiwal Documenta w Kassel (1977),
zdecydowali z Ulayem, że performance wykonają razem. Nazwali go
''Expansion in Space''. Stanęli nago plecami do siebie, a potem
rozpędzali się i wpadali na ustawione przed nimi metalowe kolumny, które
lekko przesuwały się do przodu. Wzbudzili sensację. Na ich nieogłaszany
performance przyszły setki osób.
Marina i Ulay zamieszkali w citroenie ''ogórku'' i podróżowali po
Europie i Stanach. Na przedniej szybie wykleili napis: ART IS EASY.
Chociaż nie mieli za co żyć, a ich sztuka była ciągle uważana raczej za wariactwo niż za coś poważnego, byli szczęśliwi i zakochani w sobie.
W jednym z działań zatytułowanym ''Death Self'' tak długo trwali w
pocałunku, aż zabrali sobie całe powietrze i półprzytomnych zniesiono
ich ze sceny. Okazało się to symboliczną przepowiednią losów ich
związku. Byli ze sobą tak blisko, że powietrze mogło się skończyć w
każdej chwili. I to Ulay decydował, kiedy powiedzieć ''stop''. Marina
oddała mu kontrolę.
W 1988 roku wiedzieli już, że się zakończy rozstaniem. Ulay miał romans z
ich chińską tłumaczką i miał zostać ojcem. Projekt ten zatytułowali
''Kochankowie''. Ona szła w czerwieni, on w błękicie. Kiedy po 90 dniach
się spotkali, kamera zarejestrowała, jak Ulay całuje płaczącą Marinę w
policzek i ją przytula. To był koniec.
Po rozstaniu próbowała wrócić do tego rodzaju adrenaliny, która dawała jej siłę,
zanim zostali parą. Jej pierwszym samodzielnym performance'em było
''Dragon Head''. Artystka siedzi nieruchomo, a szyję oplatają jej węże
boa, które krążą po jej ciele. Węże to symbole chińskiego muru. Z
wężami na głowie wygląda jak grecka bogini - piękna,
niebezpieczna. Pokochała swoje węże.
Performance powtarzała wiele razy.
W 2005 roku stworzyła ''Seven Easy Pieces'' - siedem działań. Pięć było
reinterpretacją cudzego performance'u, jedno - powtórzeniem własnego, a
jedno - nowym. Było to wydarzenie: powtórzyła i zinterpretowała
najważniejsze historyczne performance'y, pokazując, co w kanonie jest
obowiązkowe.
Napisała manifest: "artysta nie powinien kłamać sobie ani innym, nie
powinien kraść pomysłów, nie powinien mieć depresji, nie powinien mieć
kontroli nad życiem. Powinien mieć kontrolę na sztuką, szukać ciszy,
samotności, natury, unikać zanieczyszczania swojej sztuki. Artysta nie
powinien zakochiwać się w innym artyście".
Z tych rozmyślań narodził się pomysł wystawy ''Artist is Present'' w
roku 2010 w nowojorskim MoMA. Była nieruchoma jak góra. Kiedy ludzie siadali koło niej była spokojna. Mogli siedzieć tak długo, jak chcieli. Niektórym wystarczyło
kilka minut, inni zostawali kilka godzin. Niektórzy płakali, inni się
zakochiwali, jeszcze inni usiłowali przebić performance Mariny własnym. A
ona tylko patrzyła. Żadnej zmiany pozycji, żadnego dotykania.
Zasadę złamała raz.Odwiedził ją Ulay zaproszony przez twórców filmu.Widzieli się po raz pierwszy od 23 lat. Marina zaczęła
płakać, uśmiechając się jednocześnie. Wyciągnęła do niego ręce, które on
pochwycił. Powiedział jej coś szeptem i odszedł. Ludzie nie wiedzieli,
czy był to performance, czy wzruszenie. Ale to nie miało znaczenia.
Jeśli Marina nabrała wszystkich, nabrała także siebie.
Gdy po trzech miesiącach wstała, owacje trwały 15 minut.
Na Facebooku
stworzyła się grupa ''płakałem na Marinie Abramović'', powstały strony
dokumentujące to wydarzenie. Charyzmatyczna przestrzeń, jaką stworzyła,
rozszerzyła się daleko poza MoMA. Dzisiaj uznawana jest za jedną z najwspanialszych artystek, która łamała wszelkie zasady, aby pokazać czym według niej jest sztuka.
Jeśli zainteresował Was ten artykuł, zachęcam do obejrzenia krótkiego filmiku.
A na pytanie w tytule odpowiedźcie sobie sami :)
Dominiko, dziękuję Ci za ambitny artykuł podejmujący tematykę kontrowersyjnej artystki jaką jest Marina i jej niełatwa w odbiorze twórczość. W ubiegłym roku szkolnym na blogu o Marinie pisał Szymek Bartczak - to ciekawe, że tak mocno alternatywna, niejednoznaczna i po prostu trudna działalność artystyczna przemawia do młodych ludzi w Waszym wieku. Dominiko - wiem, że artykuł jest Twój, bo sprawdzałam to długo i na różne sposoby, ale wiem też, że sięgałaś przy jego pisaniu do różnych źródeł (m.in. do tekstu Karoliny Sulej "Marina Abramovic - sztuka cierpienia"). Myślę, że - tak jak to robi Jakub Ziomek - dobrze jest podawać te źródła pod artykułem i wszystkie cytaty zaznaczać cudzysłowem - to taka mała rada na przyszłość. A dzisiaj dwie i pół gwiazdki. Już jestem ciekawa o czym napiszesz następnym razem :)
OdpowiedzUsuń