czwartek, 6 marca 2014

Tim Burton- mieszanka grozy i absurdu

Prawie każdy rozpoznaje dziś nazwisko tego słynnego reżysera, który stał się jednym z najbardziej znanych twórców wszech czasów. Jednak jedynie niewielki procent ludzi jest stanie powiedzieć coś więcej o tym słynnym artyście sprzed okresu jego popularności. Ale dlaczego właściwie ma on takie rzesze fanów?

Tim Burton urodził się 25 sierpnia 1958 w Stanach Zjednoczonych. Jest ojcem dwójki dzieci. Mimo, iż nie ukończył on liceum, został przyjęty jako animator w Studiu Walta Disneya, gdzie rozwijał swoje zdolności związane z tworzeniem filmów, nie tylko animowanych.

Jego pierwszym filmem fabularnym, trwającym 92 minuty, był "Sok z Żuka" ("Beetle Juice" 1988), zawierała ona mnóstwo efektów specjalnych i fantastyczną muzykę skomponowaną przez Danny'ego Elfmana, którego kompozycje dodają swoistego klimatu do jego produkcji. Mimo kilku niedociągnięć, film ten okazał się zupełnie nową koncepcją kinematografii (stworzono nawet animowane przygody Beetle Juice'a) i zapewnił popularność Timowi. Wtedy to po raz pierwszy zwrócono uwagę na reżysera.

Jego kolejnym znacznym sukcesem był Batman wydany w 1989, który sprawił, że całe Stany zalała mania na punkcie głównego bohatera filmu. Można rzec, że te dwie produkcje już zapewniły ich twórcy prestiż i szacunek w świecie filmowców, a to był dopiero początek jego kariery...

Niemal w każdym już kolejnym filmie Tima występował jeden z dwóch jego ulubionych aktorów. Pierwszym jest jest Johnny Depp, który jest chrzestnym syna reżysera. Ich współpraca rozpoczęła się od stworzenia filmu "Edward Nożycoręki" ("Edward Scissorhands" 1990), gdzie aktor odgrywał główną rolę, jako smutny chłopiec z nożycami zamiast rąk.

Za to drugą osobą jest jego partnerka, Helena Bonham Carter, która po raz pierwszy ukazała się w produkcji "Planeta Małp" ("Planet of the Apes"), Tim Burton umieszcza ją w dziwnych rolach, nieraz wręcz karykaturalnych, przedstawiana jako małpa, martwa panna młoda, czy jako wielkogłowa królowa, nie wyglądająca zbyt atrakcyjnie, wręcz odrażająco.

Spod ręki reżysera wyszło wiele filmów, w tym trzy animowane: "Miasteczko Halloween" ("The Nightmare before Christmas"), "Gnijąca panna młoda" ("Corpse Bride") i jego najnowszy film - "Frankenweenie". Możliwości komputerowe pozwoliły twórcy wydobyć jeszcze więcej ze swoich możliwości, kreując zupełnie nowy świat i tworząc własne postacie jak Victor czy Jack Skeleton.

Jeśli już mowa o samych jego filmach, to warto wspomnieć o mistrzowskiej grze światłocienia, która nadaje im charakterystycznego nastroju, zawiera się też w nich absurd, groza z pewną ilością szyderstwa, mnóstwo czarnego humoru i podszycie gotyckie. Te czynniki składają się na całą specyfikę  specyfikę produkcji. Świetnym przykładem jest musical "Demoniczny golibroda z Fleet Street" ("Sweeney Todd" 2009), pojawia się tam motyw krwawej zemsty, który jest śpiewany w sposób żwawy i radosny. 

 Nie są to jeszcze wszystkie filmy. Tim Burton stworzył także: "Jeźdźca bez głowy" ("Sleepy Hollow" 1999), "Dużą rybę" ("Big fish" 2003), "Charliego i fabrykę czekolady" ("Charlie and the Chocolate factory" 2005), "Alicję w Krainie Czarów" ("Alice in Wonderland" 2010) i "Mroczne Cienie" ("Dark Shadows" 2012). Reżyser lubi robić remake'i, czyli kręcenie nowych filmów na podstawie wcześniejszych produkcji. Takimi filmami są "Frankenweenie", którego pierwsza wersja pojawiła się w 1984 roku i "Addams family" zapowiadany na ten rok, który pojawiał się już w postaci dwóch seriali i jednej kreskówki.

Poniżej jest zamieszczona jego kompletna filmografia do roku 2013:


2 komentarze:

  1. Witam, zanim ocenię artykuł chciałam Cię prosić Konradzie o podpisanie tekstu swoim imieniem i nazwiskiem (bo rozumiem, że "Wybuchowa dekadencja" to nie są Twoje dane z dokumentów tożsamości). Zasada trzecia akcji "wybloguj sobie lepszą ocenę" mówi: "teksty muszą być podpisane Twoim imieniem i nazwiskiem i mieć nadany przez Ciebie tytuł." Pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za podpisanie artykułu. Przede wszystkim ciesze się, że - na ile udało mi się to sprawdzić - artykuł jest Twoim autorskim dziełem, tzn. choć korzystałeś z wielu źródeł, to konstrukcja tekstu jest absolutnie Twoja. Artykuł zawiera wiele ciekawych informacji i z pewnością wbudzi zainteresowanie tych, którzy o Timie Burtonie niewiele słyszeli (a choć pewnie trudno Ci w to uwierzyć - są tacy wśród uczniów naszej szkoły). Jak dla mnie trochę za mało jest w tekście Twoich przemyśleń i Twoich analiz - tylko połowicznie odpowiedziałeś na zadane na początku artykułu pytanie dlaczego właściwie Burton ma rzesze fanów. Abyśmy się dobrze zrozumieli: moje słowa nie są żadnym zarzutem, ale raczej ciekawością Twojej opinii, której po przeczytaniu tekstu mam lekki niedosyt :) Dwie i pół gwiazdki.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.