Prawie każdy rozpoznaje
dziś nazwisko tego słynnego reżysera, który stał się jednym z najbardziej
znanych twórców wszech czasów. Jednak jedynie niewielki procent ludzi jest
stanie powiedzieć coś więcej o tym słynnym artyście sprzed okresu jego popularności.
Ale dlaczego właściwie ma on takie rzesze fanów?
Tim Burton urodził się 25 sierpnia 1958 w
Stanach Zjednoczonych. Jest ojcem dwójki dzieci. Mimo, iż nie ukończył on
liceum, został przyjęty jako animator w Studiu Walta Disneya, gdzie rozwijał
swoje zdolności związane z tworzeniem filmów, nie tylko animowanych.
Jego
pierwszym filmem fabularnym, trwającym 92 minuty, był "Sok z Żuka"
("Beetle Juice" 1988), zawierała ona mnóstwo efektów specjalnych i
fantastyczną muzykę skomponowaną przez Danny'ego Elfmana, którego kompozycje
dodają swoistego klimatu do jego produkcji. Mimo kilku niedociągnięć, film ten
okazał się zupełnie nową koncepcją kinematografii (stworzono nawet animowane
przygody Beetle Juice'a) i zapewnił popularność Timowi. Wtedy to po raz
pierwszy zwrócono uwagę na reżysera.
Jego kolejnym znacznym sukcesem był Batman
wydany w 1989, który sprawił, że całe Stany zalała mania na punkcie głównego
bohatera filmu. Można rzec, że te dwie produkcje już zapewniły ich twórcy
prestiż i szacunek w świecie filmowców, a to był dopiero początek jego
kariery...
Niemal w każdym już kolejnym filmie Tima
występował jeden z dwóch jego ulubionych aktorów. Pierwszym jest jest Johnny
Depp, który jest chrzestnym syna reżysera. Ich współpraca rozpoczęła się od stworzenia
filmu "Edward Nożycoręki" ("Edward Scissorhands" 1990),
gdzie aktor odgrywał główną rolę, jako smutny chłopiec z nożycami zamiast rąk.
Za to drugą osobą jest jego partnerka, Helena Bonham Carter, która po raz
pierwszy ukazała się w produkcji "Planeta Małp" ("Planet of the
Apes"), Tim Burton umieszcza ją w dziwnych rolach, nieraz wręcz
karykaturalnych, przedstawiana jako małpa, martwa panna młoda, czy jako
wielkogłowa królowa, nie wyglądająca zbyt atrakcyjnie, wręcz odrażająco.
Spod ręki reżysera wyszło wiele filmów, w tym
trzy animowane: "Miasteczko Halloween" ("The Nightmare before
Christmas"), "Gnijąca panna młoda" ("Corpse Bride") i
jego najnowszy film - "Frankenweenie". Możliwości komputerowe
pozwoliły twórcy wydobyć jeszcze więcej ze swoich możliwości, kreując zupełnie
nowy świat i tworząc własne postacie jak Victor czy Jack Skeleton.
Jeśli już
mowa o samych jego filmach, to warto wspomnieć o mistrzowskiej grze
światłocienia, która nadaje im charakterystycznego nastroju, zawiera się też w
nich absurd, groza z pewną ilością szyderstwa, mnóstwo czarnego humoru i
podszycie gotyckie. Te czynniki składają się na całą specyfikę specyfikę produkcji. Świetnym
przykładem jest musical "Demoniczny golibroda z Fleet Street"
("Sweeney Todd" 2009), pojawia się tam motyw krwawej zemsty, który
jest śpiewany w sposób żwawy i radosny.
Nie są to jeszcze wszystkie filmy. Tim Burton
stworzył także: "Jeźdźca bez głowy" ("Sleepy Hollow" 1999),
"Dużą rybę" ("Big fish" 2003), "Charliego i fabrykę
czekolady" ("Charlie and the Chocolate factory" 2005),
"Alicję w Krainie Czarów" ("Alice in Wonderland" 2010) i
"Mroczne Cienie" ("Dark Shadows" 2012). Reżyser lubi robić
remake'i, czyli kręcenie nowych filmów na podstawie wcześniejszych produkcji.
Takimi filmami są "Frankenweenie", którego pierwsza wersja pojawiła
się w 1984 roku i "Addams family" zapowiadany na ten rok, który
pojawiał się już w postaci dwóch seriali i jednej kreskówki.
Poniżej jest zamieszczona jego kompletna
filmografia do roku 2013:
Witam, zanim ocenię artykuł chciałam Cię prosić Konradzie o podpisanie tekstu swoim imieniem i nazwiskiem (bo rozumiem, że "Wybuchowa dekadencja" to nie są Twoje dane z dokumentów tożsamości). Zasada trzecia akcji "wybloguj sobie lepszą ocenę" mówi: "teksty muszą być podpisane Twoim imieniem i nazwiskiem i mieć nadany przez Ciebie tytuł." Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńDziękuję za podpisanie artykułu. Przede wszystkim ciesze się, że - na ile udało mi się to sprawdzić - artykuł jest Twoim autorskim dziełem, tzn. choć korzystałeś z wielu źródeł, to konstrukcja tekstu jest absolutnie Twoja. Artykuł zawiera wiele ciekawych informacji i z pewnością wbudzi zainteresowanie tych, którzy o Timie Burtonie niewiele słyszeli (a choć pewnie trudno Ci w to uwierzyć - są tacy wśród uczniów naszej szkoły). Jak dla mnie trochę za mało jest w tekście Twoich przemyśleń i Twoich analiz - tylko połowicznie odpowiedziałeś na zadane na początku artykułu pytanie dlaczego właściwie Burton ma rzesze fanów. Abyśmy się dobrze zrozumieli: moje słowa nie są żadnym zarzutem, ale raczej ciekawością Twojej opinii, której po przeczytaniu tekstu mam lekki niedosyt :) Dwie i pół gwiazdki.
OdpowiedzUsuń