sobota, 1 marca 2014

Frankenstein, tylko tym razem nie jako potwór

Słowo Frankenstein kojarzone jest obecnie z potworem Frankenstein'em z powieści Marii Shelley oraz z filmami grozy, które powstały na podstawie tej powieści. 

Powieść Marii Shelley opowiada o naukowcu Wiktorze Frankensteinie, który chciał rozwikłać zagadkę śmierci. Po wielu latach odkrył jak przywracać życie zmarłym, może nawet jak stworzyć idealnego człowieka. Jego eksperyment skończył się jednak tragicznie - zamiast idealnego człowieka powstało okropne monstrum, którego ludzie się boją. Stwór, podążając i prześladując swojego stwórcę w imię zemsty, doprowadza do śmierci najbliższych naukowca, a potem i jego samego.

Przez wiele lat powstało wiele ekranizacji tej książki. Pierwszą ekranizację można było zobaczyć już w 1910 r.  

Kolejne filmy zmieniały postać Frankensteina. Na przestrzeni prawie 114 lat powstało około 150 filmów na temat tego monstrum. 

Najnowszy film, który ukazał się 24 stycznia 2014 r. nosi tytuł "Ja, Frankenstein". Reżyserem filmu jest Stuart Beattie. Film jest pełnym akcji widowiskiem współtwórców serii "Piraci z Karaibów i producentów "Underworld". Scenariusz do filmu został napisany przez Stuarta Beattiego i Kevina Greviouxa.

Film opisuje losy 200 letniego Adama (Aarona Eckharta), który żyje w samotności, ukrywając tożsamość przed ludźmi. Jednak zostaje odnaleziony przez Naberiusa (Billa Nighy'a), który rządzi klanem Demonów. Z opresji ratują go gargulce, które toczą odwieczną walkę z klanem Demonów. Adam zostaje wplątany w wojnę, choć nie zależy mu na dobru ludzkości. W czasie trwania filmu Adam dowiaduje się, że Naberiusowi chodzi tylko i wyłącznie o stworzeniu armii nieżywych, która będzie mu służyć. Co postanowi Adam i jakie będą jego zamiary??? Tego wam nie zdradzę, ale zaproszę do obejrzenia filmu, bo jest on wart wydania pieniędzy na bilet do kina.


Scenariusz jest genialny. Kwestie są świetne i odpowiednio skonstruowane do filmu akcji. Obsada filmu jest dobrana doskonale. Aktorzy potrafią wcielić się w role, jakie zostały im powierzone do odegrania. Możemy podziwiać bohaterów rodem z najgorszych piekieł. Ich wygląd jest bardzo rzeczywisty. Małe zastrzeżenie jest tylko do królowej Gargulców, która gdy zmienia się z formy ludzkiej w Gargulca, to jej postać jest za bardzo przerysowana. Miasto, w którym odbywają się walki jest dobrane idealnie. Widać, że film jest wysokobudżetowy. Kolory, które zostały dobrane do strojów, pasują idealnie do tematyki filmu. Większa część akcji rozgrywa się nocą, więc postacie są ubrane w kolory szare i ciemne. Tak naprawdę tylko ludzie pojawiają się w jasnych kolorach. W końcu doczekaliśmy się filmu, w którym prawie wogule nie ma wątka miłosnego. To wielki plus filmu, bo zamiast skupiać się na miłości, reżyser skupił się na scenach akcji, które są świetnie dopracowane.   

Ja ze swojej strony gorąco polecam, aby wybrać się na ten film. Jest on wart obejrzenia. Zachęcam do obejrzenia zwiastunu. 


2 komentarze:

  1. Witaj Kornelio, cieszę się, że w swojej recenzji filmu Stuarta Beattie'ego nawiazałaś do początków ikony, którą w kulturze stało się monstrum stworzone przez Wiktora Frankensteina, czyli do powieści Mary Shelley. Chciałam jednak sprostować parę rzeczy: filmów, które odwoływały się do postaci słynnego potwora było znacznie więcej, bo ok. 150, z czego w ponad 30 fabuła opierała się w znacznym stopniu na historii wymyślonej przez Shelley. Dwie adaptacje zasługują na szczególną uwagę - ta z 1931 roku (reż. James Whale) z genialnym Borysem Karloffem w roli monstrum oraz druga z 1994 roku w reż. Kennetha Branagha z Robertem De Niro w roli monstrum i z samym Kennethem Branaghem w roli Wiktora Frankensteina.
    Twoja recenzja jest bardzo ciekawa, choć nie uniknęłaś paru błędów językowych, dlatego Twój artykuł otrzymuje dwie gwiazdki. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję i już poprawiam, bo niestety ja znalazłam tylko informację o tylu filmach :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.