poniedziałek, 20 sierpnia 2018

Góry

Widok na Morskie Oko ze szlaku na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem

 Od dłuższego czasu chciałem wyjść w góry. Ale nie takie "byle jakie" (choć żadna góra nie jest byle jaka, każda może stać się dla nieprzygotowanej odpowiednio osoby zagrożeniem). Chciałem wybrać się w Tatry. Jako, że mój kuzyn lubi sobie pochodzić po górach to umówiłem się z nim, że jakby się w jakieś wybierał - ma dać znać. Tak też się kilka dni później stało. W nocy miałem być u niego i w nocy też mieliśmy wyjechać w Tatry. O godzinie 4 nad ranem byliśmy na parkingu pod Morskim Okiem. Wróciliśmy na niego ok. godziny 12, spędziliśmy 8 godzin na szlaku. W tej krótkiej historii nie jest aż tak ważne to gdzie dokładnie się wybrałem (choć podam, dla nakreślenia sytuacji - szlak spod Morskiego oka na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem). Ważniejsza jest inna sprawa. 
 Często słyszymy, że góry należy szanować. Brzmi zabawnie - szanować kupę skał? Tak. 
Widziałem na szlaku (wcale nie prostym, można sprawdzić w internecie stopień trudności) ludzi kompletnie nieprzygotowanych. Dobrze, do wejścia pod schronisko na Morskim Oku w porządku, nadawali się, nie jest niczym wybitnym dojść pod to schronisko. Do tego miejsca prowadzi asfaltowa droga. Ale już wyżej, w kierunku na Czarny Staw pod Rysami... no nie polecałbym wychodzenia tam w butach z płaską podeszwą, bez przynajmniej podstawowego przygotowania na letnie wyjście (kurtka przeciwdeszczowa, skarpetki na zmianę, picie, coś kalorycznego do jedzenia itd.). Takich ludzi mijałem, nieprzygotowanych. Wiadomo, lato, dużo ludzi ma wolne - chodźmy w góry! Dobrze, chodźmy. Ale z głową. Góry to fajna sprawa, można się trochę zresetować, pocieszyć swój narząd wzroku i przełamać lęki, bariery. Góry są dla każdego. Można pozwiedzać górskie szlaki oraz np. zbudować na nich kondycję. Natomiast bez względu na wszystko, kim się jest trzeba te góry szanować. 
Fragment drogi na Przełęcz
 Na nieco ponad 2000 metrów stwierdziłem, że nie chcę dalej wychodzić. Po prostu, robiło się już trochę bardziej... może nie niebezpiecznie, ale bardziej skomplikowanie niż do tej pory.  Ludzie powtarzali mi potem często, że góry tutaj zostaną, i lepiej wrócić kiedyś, niż nie wrócić wcale. Może to duże słowa, ale stosowne. Wypadki w Tatrach to rzecz powszechna. I zdarzają się osobom nawet dobrze przygotowanym, tym z olbrzymim doświadczeniem również. Od strony sprzętowej przygotowany byłem dobrze. Ale w tym całym górskim zamieszaniu był jeden drobny szkopuł. Było to moje pierwsze wyjście w Tatry, pierwsze wyjście na górę, która ma więcej niż 1200 metrów. Ktoś, kto wie to i owo w temacie gór powiedziałby, że była to lekka nieodpowiedzialność, może nawet miałby rację. Ale zmieniłby zdanie, gdyby dowiedział się, że nie wstydziłem się zdecydować na odwrót, mimo tego, że koniec szlaku był stosunkowo blisko. Bo czasem lepiej schować dumę do kieszeni i nie robić z siebie wielkiego Janusza-Taternika. Bo takich przez Tatry przewinęło się wielu, wielu z nich nie zeszło ze szlaku o własnych siłach, niektórych zniesiono martwych.