środa, 10 stycznia 2018

„Początek jest końcem, a koniec jest początkiem”- recenzja serialu „DARK”

     
Patrząc na opis serialu, w którym występują słowa: „dreszczowiec”, „science-fiction”, „zaginięcie”, dzieci” pierwsze, co przychodzi na myśl, to to, że gdzieś to już było.
Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to po prostu niemiecka wersja „Stranger Things”.         Nic nowego, poza tym, że główny bohater nie jest w wieku gimnazjalnym i ma wyróżniającą się z tłumu żółtą kurtkę. Po oglądnięciu obu wymienionych wcześniej seriali stwierdzam, że nie ma bardziej mylnej pochopnej oceny (której ofiarą sama padłam, i przez chwilę miałam niechęć do oglądnięcia tego serialu).

„Dark” to pierwszy niemiecki serial wyprodukowany przez „Netflix”. Akcja  zeszłorocznej produkcji rozgrywa się w prawie współczesnych Niemczech, ponieważ na początku znajdujemy się w roku 2019. W pierwszych minutach serialu można już zobaczyć wspaniałe zdjęcia Nikolausa Summerera, a chwilę później wybitne jak dla mnie intro. 
Czołówka pod względem audiowizualnym jak i ogólnego nawiązania swoją formą do fabuły serialu zachwyca. Piosenka początkowa autorstwa Apparat i Soap&Skin sprawia wrażenie napisanej specjalnie po to . Połączenie zamiłowania obojga artystów do muzyki ambientowej i elektronicznej,  dało bardzo ciekawy w formie i harmonice utwór, który nie opiera się na samym głosie wokalnym i melodii mu towarzyszącej, która winna być uzupełnieniem wokalu, ale w sposób charakterystyczny dla ambientu skupia się tu uwagę na „muzyce otoczenia”, co czyni akompaniament jakby duetem i równoważnym elementem dla wokalu. Cała ścieżka dźwiękowa tej charakteryzuje się taką zalężnością. Momentami muzyka jest tak dobrym towarzystwem dla fabuły, że można by uznać ich niezaprzeczalną równość w kwestii wpływu na odbiór serialu. Ben Foster zręcznie wplata w pozornie proste tła melodyczne, brzmienia, które stopniowo wprowadzając coraz to bardziej narastający niepokój. Poza muzyką oryginalną, stworzoną na potrzeby serialu soundtrack tworzą utwory z lat 80, moim zdaniem też bardzo dobrze dobrane.

Kiedy piosenka początkowa i intro wprowadza nas już w klimat dowiadujemy się, o co tu chodzi.
 W niemieckim miasteczku Winden dochodzi do kolejnego już zaginięcia, (choć trafniejszym określeniem byłoby zniknięcie). Ukazują nam się podwójne życia bohaterów, którzy są członkami czterech rodzin zamieszkujących miasteczko. 
 W tle niedawny wybuch w Czarnobylu, elektrownia atomowa w Winden, jaskinie, piękne lasy i trochę ponury klimat. Z biegiem wydarzeń zaczyna okazywać się, że wszystko może być powiązane z podobnymi wydarzeniami sprzed 33 lat, które teraz się powtarzają. „Wczoraj, dziś i jutro nie następują po sobie kolejno, są połączone w nigdy niekończącym się cyklu” - to pierwsze słowa pojawiające się w zwiastunie, które prowadzą do pytań czy czas płynie linearnie, czy cyklicznie i czy nasze życie „idzie do przodu” czy „kręci się w kółko” i czy tak naprawdę cały czas wszystko się powtarza, i wpływa na siebie nawzajem.
W serialu pojawia się wiele takich pytań, i w niektórych momentach trzeba trochę pogłówkować, ale naprawdę warto. Przeplatają się tu różne sposoby postrzegania czasu, jak i teorie,  takie jak ta o powtarzalnym cyklu lunarno-solarnym i labiryncie czasu, z którego możemy nigdy nie wyjść.
Bardzo zachęcam do oglądnięcia ze względu wszystkie z wymienionych elementów jak i na każdy z osobna. Żeby przypadkiem nie zdradzić nic ważnego dla fabuły kończąc recenzję pozostawiam pytanie, które daje początek całemu zamieszaniu w Winden.

 „ Pytaniem nie jest „Gdzie?”,” Kto?”, „Jak?”. Pytaniem jest, „kiedy”?”


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.