Patrząc na
opis serialu, w którym występują słowa: „dreszczowiec”, „science-fiction”, „zaginięcie”,
dzieci” pierwsze, co przychodzi na myśl, to to, że gdzieś to już było.
Na
pierwszy rzut oka wydaje się, że to po prostu niemiecka wersja „Stranger Things”. Nic nowego, poza tym, że główny bohater nie jest w wieku gimnazjalnym i ma
wyróżniającą się z tłumu żółtą kurtkę. Po oglądnięciu obu wymienionych
wcześniej seriali stwierdzam, że nie ma bardziej mylnej pochopnej oceny (której ofiarą
sama padłam, i przez chwilę miałam niechęć do oglądnięcia tego serialu).
„Dark” to pierwszy niemiecki
serial wyprodukowany przez „Netflix”. Akcja zeszłorocznej produkcji rozgrywa się w prawie
współczesnych Niemczech, ponieważ na początku znajdujemy się w roku 2019. W pierwszych minutach serialu
można już zobaczyć wspaniałe zdjęcia Nikolausa Summerera, a chwilę później
wybitne jak dla mnie intro.
Czołówka pod względem audiowizualnym jak i ogólnego
nawiązania swoją formą do fabuły serialu zachwyca. Piosenka początkowa autorstwa
Apparat i Soap&Skin sprawia wrażenie napisanej specjalnie po to . Połączenie
zamiłowania obojga artystów do muzyki ambientowej i elektronicznej, dało bardzo
ciekawy w formie i harmonice utwór, który nie opiera się na samym głosie
wokalnym i melodii mu towarzyszącej, która winna być uzupełnieniem wokalu, ale w sposób charakterystyczny dla ambientu skupia się tu uwagę na „muzyce
otoczenia”, co czyni akompaniament jakby duetem i równoważnym elementem dla
wokalu. Cała ścieżka dźwiękowa tej charakteryzuje się taką zalężnością. Momentami muzyka jest tak dobrym towarzystwem dla fabuły, że można by uznać ich niezaprzeczalną równość w kwestii wpływu na odbiór serialu.
Ben Foster zręcznie wplata w pozornie proste tła melodyczne, brzmienia, które
stopniowo wprowadzając coraz to bardziej narastający niepokój. Poza muzyką
oryginalną, stworzoną na potrzeby serialu soundtrack tworzą utwory z lat 80,
moim zdaniem też bardzo dobrze dobrane.
Kiedy piosenka początkowa i intro
wprowadza nas już w klimat dowiadujemy się, o co tu chodzi.
W niemieckim
miasteczku Winden dochodzi do kolejnego już zaginięcia, (choć trafniejszym
określeniem byłoby zniknięcie). Ukazują
nam się podwójne życia bohaterów, którzy są członkami czterech rodzin zamieszkujących
miasteczko.
W tle niedawny wybuch w Czarnobylu,
elektrownia atomowa w Winden, jaskinie, piękne lasy i trochę ponury klimat. Z
biegiem wydarzeń zaczyna okazywać się, że wszystko może być powiązane z podobnymi
wydarzeniami sprzed 33 lat, które teraz się powtarzają. „Wczoraj, dziś i jutro
nie następują po sobie kolejno, są połączone w nigdy niekończącym się cyklu” -
to pierwsze słowa pojawiające się w zwiastunie, które prowadzą do pytań czy
czas płynie linearnie, czy cyklicznie i czy nasze życie „idzie do przodu” czy „kręci
się w kółko” i czy tak naprawdę cały czas wszystko się powtarza, i wpływa na siebie nawzajem.
W serialu pojawia się wiele
takich pytań, i w niektórych momentach trzeba trochę pogłówkować, ale naprawdę
warto. Przeplatają się tu różne sposoby postrzegania czasu, jak i teorie, takie jak ta o powtarzalnym cyklu
lunarno-solarnym i labiryncie czasu, z którego możemy nigdy nie wyjść.
Bardzo zachęcam do oglądnięcia ze
względu wszystkie z wymienionych elementów jak i na każdy z osobna. Żeby przypadkiem nie zdradzić nic ważnego dla fabuły kończąc recenzję pozostawiam pytanie, które daje początek całemu zamieszaniu w Winden.
„ Pytaniem nie jest „Gdzie?”,” Kto?”, „Jak?”.
Pytaniem jest, „kiedy”?”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.