Recenzja filmu "Jak zostać królem"
"Jak zostać królem" to opowieść ukazująca
historię księcia Yorku - Alberta (Colin Firth), który
z powodu swej pozycji
musi wygłaszać przemowy do ludu. Nie stanowiłoby to przeszkody, gdyby nie
paraliżujący lęk królewskiego syna podczas wystąpień, jakim jest strach przed
mikrofonem
z powodu wady wymowy. Główny
bohater nie tylko łatwo popada w gniew i chwile załamania,
ale jest także obarczony presją wywieraną przez ojca i starszego brata.
Wszelkie próby leczenia się, podejmowane
u najlepszych logopedów, nie przynoszą oczekiwanych skutków. Film nabiera tempa
dopiero w chwili spotkania specjalisty - Lionela Logue
(Geoffrey'a Rusha),
który nietypowymi metodami opracowuje sposób wysławiania się przyszłego
monarchy.
Ekranizacja nie posiada akcji o
zawrotnej prędkości, jednak ogląda się ją bardzo przyjemnie,
dzięki wspaniałej pracy aktorów, zdjęciom, scenografii, która umożliwia odczucie klimatu tamtych czasów oraz oryginalnemu scenariuszowi, zawierającemu doskonałą stylistykę, ukazującą błyskotliwe dialogi oraz
konwersacje.
Colin Firth utożsamiający się z Królem Jerzym VI świetnie oddaje kreację swojej postaci, stwarzając ją m.in. inteligentną i wiarygodną. Geoffrey Rush w roli
Lionela Logue'a determinuje postać,
która wspólnie z głównym bohaterem, tworzy zgrany duet, ukazując losy dwójki
ludzi, wyznających całkiem inny system wartości.
Na ekranie nie sposób nie dostrzec także świetnej gry aktorskiej Heleny Bonham Carter, która niemal perfekcyjnie oddała ciepły i sympatyczny charakter królowej Elżbiety, wcielając się właśnie w tę postać.
"Jak zostać królem" to nie tylko opowieść
o walce z jąkaniem, przełamywaniem lęków czy strachu.
To historia przyjaźni, zaufania i lojalności dwóch mężczyzn pochodzących z różnych sfer: króla
i terapeuty, która wydarzyła się naprawdę.
Produkcja Toma Hoopera to film znakomity, gdzie Cztery Oscary zdają się to potwierdzać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.