Z tej okazji dla portalu AllAboutMusic przygotowałam trzy artykuły, kolejno poświęcony powstaniu Myslovitz, dyskografii Myslovitz oraz solowej karierze Rojka. Tam ukazują się co godzinę, dlatego też tutaj będe wrzucać je zaraz po tamtejszej publikacji, ponieważ w całości wyszłaby z tego masa tekstu, uważam, że podzielony na 3 części będzie lepszy w odbiorze.
Oryginalnie znajdziecie artykuł pod TYM adresem.
Artur Rojek to jeden z najoryginalniejszych polskich głosów. Bez wyjątków każdy powinien kojarzyć go z grupą Myslovitz, gdzie śpiewał i grał na gitarze przez ponad 20 lat! Jest również współtwórcą projektu muzycznego Lenny Valentino oraz dyrektorem artystycznym OFF Festivalu – jednej z najlepszych imprez muzycznych docenianych nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Nie bez powodu mówimy dziś o Arturze, obchodzi on bowiem swoje 41 urodziny!
Młody Artur swoje zainteresowanie do muzyki
ujawniał już w szóstej klasie podstawówki, gdzie był zafascynowany
takimi grupami jak Pink Floyd, U2 czy Marillion. Pod koniec liceum
interesował się nią już poważnie sięgając po nagrania My Bloody
Valentine czy The Verve. Każdy zdobyty przez niego analog był wielkim
szczęściem, często przywoził je z NRD czy Węgrzech, gdzie jeździł na
zawody pływackie lub kupował za marki, które dostawał od wujka z
Niemiec. Uczęszczanie na próby miejscowych mysłowickich zespołów było
więc obowiązkowe. General Stilwell czy October’s Children to jedne z
najbardziej znaczących tam ówcześnie grup. Artur już od
podstawówki trenował pływanie, dlatego po zdaniu matury podjął naukę na
katowickiej Akademii Wychowania Fizycznego. Później pojawiła się u
niego myśl, aby założyć zespół. Sam chciał grać w nim na gitarze, na
której nieco wcześniej zaczął się uczyć, a śpiewanie póki co chciał
odłożył na później, jednak w rezultacie to właśnie on stanął za
mikrofonem. Jakiś czas przed pojawieniem się pomysłu na grupę poznał
Wojtka Powagę, któremu sprzedawał płytę Voo Voo Sno-powiązałka.
Poszedł do niego do domu i wprost zapytał czy nie chciałby zagrać w
jego zespole – Wojtek chciał i od razu się zgodził. Grał on już
wcześniej w zespole Rockstar, jednak ich aktywność ograniczała się
zaledwie do prób, bowiem ich wokalistka była zbyt nieśmiała by
występować przed publicznością. Wkrótce więc projekt zakończył swoją
działalność. Wojtek początkowo w ogóle nie przejawiał zdolności grania
na gitarze i dopiero pod koniec podstawówki sięgnął po nią ponownie i
rozpoczął lekcję nauki w klubie Kolejarz. Trzeciego stałego członka
jeszcze ówczesnych The Freshman Artur poznał na jednej z
rockotek w klubie Pod Rurą. Był nim oczywiście Jacek Kuderski, który
wyglądał jak jego ówcześni idole, dlatego też przyciągnął uwagę Rojka.
Poznał go kilka tygodni później na próbie mysłowickiego zespołu DKT. Co
wynikło dalej z tej znajomości? Za bębnami zasiadł brat Jacy – Wojtek
Kuderski.
Mniej więcej w tym czasie grupa dała swój pierwszy
koncert w katowickim klubie Olimp, który poprzedzał występy ich idoli –
Genarała Stilwella i Octobersów. Publiczność nie była co do nich
przekonana, lecz zagranie She’s So High Blur czy A Hard Days Night Beatlesów załatwiły sprawę. W tym czasie muzycy zarejestrowali w studiu swoje pierwsze nagrania, były to doskonale znane teraz Good day My Angel czy anglojęzyczna wersja utworu Krótka Piosenka o Miłości. Szybko przyszedł czas na drugą sesję, tym razem już bardziej profesjonalną i udało się im nagrać demo kawałków Maj, Funny Hill czy beatlesowskie She Said, She Said. Wybrano wtedy Mówisz, że, Funny Hill i Ultraviolet
i wysłano na przegląd do festiwalu Garaż w Częstochowie, na który się
wkrótce zakwalifikowali. Występ poszedł świetnie, choć sami
mysłowiczanie nie byli tego zdania. W przeglądzie były dwie nagrody –
wzmacniacz oraz sesja nagraniowa w Radiu Łódź. Chłopaki bardzo chcieli
dostać ten wzmacniacz, lecz zajęli drugie miejsce i musiało im
wystarczyć radio. Po koncercie drzwi do ich garderoby się nie zamykały,
co chwile ktoś gratulował, komplementował, a nawet Maciek Pilarczyk
zaproponował im kontrakt płytowy! W kwietniu 1994 roku w delegację do
Łodzi wyruszył sam Artur oraz Jaca. Pierwsza rozmowa z Pilarczykiem trwała bardzo krótko, chłopaki wspominają:
To spotkanie trwało może ze dwie minuty, a my tam tak długo jechaliśmy. Myśleliśmy, że będziemy jakiś kontrakt podpisywać, że rozmowa będzie bardziej dogłębna, że czegoś się dowiemy.
Z kolei Pilarczyk mówił:
Miałem wrażenie, że szybko przyjechali i szybko chcą uciec, bo mają powrotny pociąg. Chyba ich nawet o to nie spytałem… Nie powiedzieli, że chcieliby w Łodzi nocować. Pokazałem im studio i powiedziałem, że mają do dyspozycji cały sprzęt, zdzwonimy się jak ustalę termin.
Już w maju The Freshman
przyjechali do Łodzi i przy pomocy Roberta Ochnio nagrali kawałki, które
wybrał Pilarczyk, jednak żaden z muzyków nie był zadowolony ani z sesji
ani z brzmienia, które nadał im ten pierwszy. Wkrótce nagrali demo po
swojemu, które w późniejszym czasie trafiło w ręce Pawła ‘Józka’
Jóźwickiego, który to z kolei zaprosił zespół do Warszawy, aby 1
sierpnia 1994 podpisać z nimi kontrakt. Warunkiem była tylko zmiana
nazwy z The Freshman, która brzmiała jak jakaś pasta do zębów, do czego doszło podczas wysyłania ich nagrań na konkurs Mokotowska Jesień Muzyczna.
Józek postanowił zgłosić tam grupę, a że warunkiem było, że nie może
mieć ona nagranej żadnego dema ani płyty, zgłoszono ich jako Myslovitz
– słowo to lekko zmodyfikowane pochodziło z napisu na starym piecu
kaflowym w domu rodziców Jacy. Zakończenie konkursu jakie wtedy miało
miejsce, w życiu muzykom nawet się nie śniło. Przy werdykcie byli już
nawet spakowani i gotowi do wyjścia na ostatni pociąg. IV, III i II
miejsce nie należało do nich więc już zbliżali się do wyjścia, podczas
gdy zabrzmiało głośne: I miejsce – zespół Myslovitz! Z końca Sali zabrzmiało głośne Yeahhh!!!,
no i dodawać nie trzeba, że na pociąg grupa już nie dotarła. Nagrodą
było 6 milionów starych złoty (dzisiejsze 6 tys.), którymi muzycy się
podzieli i kupili profesjonalny sprzęt. Te wydarzenia były wstępną
przepustką do muzycznego świata. Zaczęły się koncerty, przeglądy,
znajomości.
"Peggy Brown" i czasy mojego liceum - jak miło powspominać...
OdpowiedzUsuń