W tym krótkim
felietonie chciałbym przedstawić rozważania na temat, który z pewnością zgłębia
bardzo mało młodych osób, a według mnie jest on bardzo ważny i należy mu się
przyjrzeć uważniej.
Przeglądając
zasoby biblioteki IV Liceum Ogólnokształcącego natknąłem się na literaturę
poświęconą naprawie lampowych odbiorników radiowych i innych urządzeń opartych
na tych wymarłych już elementach. Skłoniło mnie to do opisania moich
nietypowych, ale uważam, że ciekawych zainteresowań.
Od kilku lat zajmuję się
kolekcjonowaniem lampowych odbiorników radiowych. Każdy egzemplarz
własnoręcznie odrestaurowuję, naprawiam i przywracam do stanu sprawności.
Nieraz konieczny jest do tego bardzo duży nakład czasu i pracy, szczególnie
wtedy, gdy własnoręcznie trzeba wykonać dany element. Pogłębia to niewątpliwie
moje zdolności manualne.
Podczas realizowania mojej pasji zauważyłem rzecz, o której pisałem już dwukrotnie w
formie felietonu na łamach miesięcznika „Elektronika dla Wszystkich”. Rzecz
tyczy się nagłej zmiany, która zaszła pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku. Kiedyś każdy
odbiornik radiowy, a szczególnie te z lat 30 i 50 wykonane były z bardzo dużą
starannością i dbałością o szczegóły. Polscy inżynierowie starali się tak
zaprojektować układ mechaniczny i elektryczny, aby urządzenie oprócz bycia
praktycznym służyło użytkownikowi przez jak najdłuższy okres i było jak
najmniej awaryjne. Respektowane były każde zastrzeżenia ze strony użytkowników dotyczące wyrobu, które można było wnieść za pomocą specjalnej karty dołączonej
do każdego radioodbiornika. Każdy model przeznaczony do sprzedaży był bardzo
starannie sprawdzany pod względem zarówno bezpieczeństwa, jak i walorów
użytkowych. Również klienci pod tym względem byli bardzo wymagający i bardzo
dokładnie sprawdzali przed zakupem każdy radioodbiornik. Dzisiaj jest zupełnie
inaczej. Producentom zależy głównie na zarobieniu jak największej ilości
pieniędzy. Urządzenia produkowane są niestarannie, nieraz specjalnie
wprowadzane są zmiany mające przynieść na celu szybszą usterkę czy konieczność
wymiany radioodbiornika na nowy. Mniej restrykcyjni jesteśmy również my,
nabywcy. Zazwyczaj kupimy wszystko, co tylko oferuje nam sklep, patrząc
wyłącznie na cenę.
Bardzo ciężko było mi znaleźć wśród moich rówieśników osoby
rozumiejące ten problem tak samo jak ja. Jednak po zorganizowaniu trzech wystaw
moich radioodbiorników w Gimnazjum nr 24 w Krakowie bardzo dużo osób
zainteresowało się moją pasją i z podziwem patrzyło na staranność wykonania
przedwojennych odbiorników lampowych. Oglądający zauważyli również, że wcześniej
odbiornik radiowy nie miał wyłącznie walorów użytkowych. Był on ozdobą
wnętrza, wskaźnikiem zamożności jego posiadacza. Bardzo często przy ważnych
wydarzeniach rodzinnych fotografowano się właśnie przy radioodbiornikach, czego
dowodem są zdjęcia z tamtych lat.
W dzisiejszych czasach ta tradycja zupełnie
zanikła i wydaje mi się, że podczas urządzania wnętrz swoich mieszkań coraz mniej uwagi zwracamy na aspekt estetyczny. A przecież każda dziedzina sztuki, np. muzyka, malarstwo bardzo często czerpie z dawniejszych dokonań.
Wydaje mi się, że w celu zrozumienia tego problemu
należy coraz więcej o nim mówić, być może wtedy tak jak na mojej wystawie, więcej
osób zainteresuje się problemem wymierającego już piękna w przedmiotach
codziennego użytku. By je zachować, gromadząc moje okazy, musiałem zgłębić
trudne metody wykańczania powierzchni, jak na przykład politurowanie forniru
przy użyciu roztworu szelaku.
Mam nadzieję, że w moim felietonie udało mi się w wystarczający sposób przedstawić problem odnoszenia się do zabytkowych przedmiotów sprzed lat.
Jakub Gajda kl. 1e
Kubo,dziękujemy za ciekawy tekst o Twoich fascynujących zainteresowaniach! Może taką wystawę Twojej kolekcji udałoby się zorganizować też w naszej szkole?
OdpowiedzUsuńDzień dobry Pani Profesor,
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa o moim tekście. Myślę, że wystawa mojej kolekcji w szkole byłaby dla mnie zaszczytem i z przyjemnością zaprezentowałbym swoje zbiory.
Jakub Gajda